teneryfa dzień 3ci

Na wstępie sam muszę przyznać że rzadko coś pisze, ale nie macie pojęcia jak trudno znaleźć kawałek WiFi nie obstawionego WEPem/WOŚ lub po prostu bezpłatnego. Nawet teraz kucam na skraju ulicy pisząc to oparty o wystawę sklepową. Ale pokolei na tyle ile mi się chce teraz pisac z telefonu. Żałuję że spędziłem tylko 4 dni na Maderze bo miejsce jest niesamowite. Nie wiem czy już o tym pisałem, ale każdy jej fragment jest zupełnie inny: od pnacych się pi zboczach plontanint ulic Funchal przez za-mchowe balustrady wzdluz levad, tarasy Madery senna północ, monumentalny wschód skończywszy na alpejskich / tolkienowskich okolicach pico do areiro. Ale o tym napisze na spokojnie po powrocie. Teraz Teneryfa na niej sie skupmy. Sam prom na miejsce Volcan De Tinamar okazał się chyba najnowszym nabytkiem Naviera Armas bo był po prostu olsniewajacy. Na pokładzie bylo prawie pustoa zaloga troila i dwoila żeby rejs był niezapomnianym przeżyciam! Ludzie na pokładzie zdawali się reprezentować jakiś dekadencki pociągający styl zycia! Ja tylko zapomniałem jak kurde buja na statku, ale ogarnalem się jakos.
Teneryfa przywitała mnie ciemnościami i dopiero po chwili wstalo słońce. Santa cruz zachwycilo mnie swoim klimatem i nowoczesnościa. Autobusem dostałem się do puerto de la cruz. Te odrzuciło mnie poczatkowo kiczem no i chmury na niebie! Taki psychologiczny nie takt. Dopiero wczoraj wstalem słońce i zrobilo się przyjemniej, ale nadal miasto nie zachwycało a widok na El Teide zasłaniają do teraz chmury. Dzis zboczylem z głównego szlaku w uliczki starego puerto nocą i padlem przeprosiłem. Jest klimat. Jak to mawiał AKmed location location location... te uliczki ze swoimi charakterystycznymi lampami, knajpkami, placykami mają to coś czego mi bylo trzeba.
Od jutra mam samochód więc ruszamy na podbój wyspy.

Komentarze (0)